piątek, 21 stycznia 2011

Jak powstają płytki enkaustyczne?

Znalazłam dziś masę filmików obrazujących w jaki sposób tworzono płytki enkaustyczne. Była to (i jest nadal) mrówcza praca. Płytki takie robione były ręcznie, przy pomocy specjalnych wzorników, w które wlewało się luźny cement z barwnikiem. Potem, po wyciągnięciu wzornika nakładało się na otrzymaną kompozycję kolorystyczną bardzo drobny, przesiany przez sito proszek cementowy, by następnie uzupełnić formę grubszym i mocniejszym cementem. Po wygładzeniu podkładano formę z płytką pod prasę hydrauliczną i otrzymywano pozytyw płytki. Jej całkowita grubość wahała się od 1 do 1,5 centymetra.  

Mocno zużyte płytki enkaustyczne, poddane mechanicznemu ścieraniu przy chodzeniu płowieją do białego cementu tracąc swój kolor. Dzieje się tak dlatego, że warstwa ozdobna ma jedynie kilka milimetrów i mimo dużej odporności na ścieranie, w końcu się poddaje. Właśnie dlatego ponad stuletnie posadzki w kamienicach mają takie białe plamy na wzorach, zwłaszcza w miejscach, często uczęszczanych. Tego stanu nie da się odwrócić i dlatego stare płytki nikną w zastraszającym tempie zamieniane na nowoczesne!

Niedługo wrzucę parę ciekawych zdjęć z ul. Szlak w Krakowie, a na razie film o produkcji płytek w Manresa w Hiszpanii. Tak samo powstawały w XIX wieku w wielu innych krajach Europy.

wtorek, 18 stycznia 2011

Dlaczego?


Biegając po Krakowie zaglądam do sieni XIX wiecznych kamienic. Nie wszystkich niestety, do których chciałabym wejść, ale tych, których bramy uchylone są lub niedomknięte, bo wewnątrz znajdują się jakieś firmy, albo szkoły językowe, albo inne ogólnodostępne przybytki. Odwiedzam miejsca, gdzie obecność osoby obcej nie przyprawia mieszkańców o palpitację serca i nie ogarnia ich bojaźń, że oto kręcąca się w sieni kobieta ma jakieś złe zamiary w stosunku do ich własności. Chodzę więc tam, gdzie można. I co widzę? Jak wszędzie! Resztki dawnej świetności mniej lub bardziej zadbane.

Kamienice w Krakowie coraz częściej są odnawiane i remontowane. Rzekłabym nawet patroszone i dekorowane od nowa. O ile jednak jaką taką wagę przykłada się do zabytkowych ścian, stiuków, witraży, a w mniejszym stopniu do okien (montując bardzo często plastiki, w miejsce stolarki drewnianej), o tyle w wyremontowanym wnętrzu w miejsce starej posadzki kładzie się przypominające marmur i świecące nowością współczesne płytki. Pewnie trudno byłoby odtworzyć starą, zniszczoną w wielu miejscach ceramiczną podłogę, której elementy albo się przetarły pod nogami niezliczonych przechodniów, albo zostały w części skute i zastąpione betonem skrywającym różnego rodzaju instalacje. Jednak krakowskie kamienice miast na mieszkania, zamieniane są na pensjonaty i hotele i nikomu nie zależy na poszukiwaniu starych wzorów u producentów krajowych, a tym bardziej za granicą. Remont ma być zrobiony szybko i jak najtaniej, żeby w mig taka kamienica stała się dojną krową drenującą kieszenie wielonarodowego tłumu z tak pożądanej w dzisiejszych czasach mamony! Układa się wielkie połacie płyt 30 x 30 cm, bez żadnych dekorów (najprostsza "róża wiatrów" to wydatek rzędu 1500-2500 zł). Szybko, tanio, a że zabytkowe "wchody" i ciągi komunikacyjne tracą swój charakter? Kogo to obchodzi?

Fakt, niewielu. Ale powinno obchodzić przynajmniej konserwatora zabytków, który akceptuje takie zamiany. Słyszałam od znajomych, że w czasie remontu zabytkowych wnętrz nie można wymalować ścian na kolor, który odpowiada właścicielowi, nie można wbić gwoździa w miejscu dowolnym, bez uzyskania zgody konserwatorskiej, nie mówiąc o innych radykalnych zmianach. Okazuje się, że  można jednak skuć cementowe płytki, bo niekompletne, zniszczone, zapuszczone.

Pewnie w kilku przypadkach taka argumentacja jest zasadna, ale w wielu nie. Jak dla mnie skucie takich zabytkowych podłóg, to nic innego, jak oznaka lenistwa, ignorancji  i tumiwisizmu, które usprawiedliwia się kosztami. Tymczasem zdobycie płytek, choć w części podobnych, jak te zabytkowe nie jest takie trudne. wystarczy trochę pogrzebać w internecie. Że, co, że koszty duże? Jak was było kochani inwestorzy stać na wysupłanie milionów na zakup kamienicy, to powinno być was stać na remont zgodny z zasadami sztuki. W końcu taka kamienica nikomu nie jest dana na zawsze. Jesteśmy tylko przybyszami, przechodniami na tej Ziemi, a po nas przyjdą inni, którzy nie będą mieć żadnego pojęcia o tym, jak wyglądała klatka schodowa takiej, czy innej kamienicy. Dlaczego ich tego pozbawiać?

Ok, dość smędzenia na dziś, czas pokazać co też udało mi się tym razem wyszukać i uwiecznić wciąż słabym aparatem. Ale nic to, ja w te miejsca jak rasowy Schwarzenegger JESZCZE WRÓCĘ! Muszę uwiecznić te piękne, choć niestety mocno zniszczone miejsca, zanim wpadnie tam horda Hunów XXI wieku!


Piękne płytki z "mozaikową" fakturą, ozdobione cieniowaną bordiurą -  ul. Łobzowska 12. Gdyby je porządnie wymyć i nabłyszczyć...





Książkowy wręcz przykład Quadratstilu, nurtu w sztuce Art Nouveau, który rozwinął się w Wiedniu w pod koniec XIX i w pierwszych latach XX wieku, głównie za sprawą Otto Wagnera. Kamienica, w której znalazłam to mocno nadgryzione zębem czasu dzieło sztuki dekoracyjnej mieści się przy ul. Karmelickiej 28. Zwróćcie uwagę na lamperie dostosowane kolorystyką do posadzki z eklektycznymi girlandami.




 Na półpiętrach zachowały się oryginalne witraże i  posadzki z czarno-białej szachownicy. Uwaga! posadzka ułożona z kwadratów o boku ok. 5 centymetrów! Maleństwo! Ileż to trzeba było włożyć w nią pracy!



wtorek, 11 stycznia 2011

Okruszki

Niewykluczone, że ten blog stanie się prawdziwą kroniką miejsc, do których chadzam w sprawach różnych. Będąc dziś w II Liceum im J. III Sobieskiego oraz w Teatrze Słowackiego w Krakowie natrafiłam na ciekawe podłogi.

To, co zastanowiło mnie we wnętrzach Liceum, to kolorystyka i wzornictwo, bardzo zbliżone do opisywanych w poprzednim poście płytek wiktoriańskich. Liceum powstało w roku 1897 wg projektu Józefa Sare, późniejszego prezydenta Krakowa. Trudno powiedzieć, czy płytki wykonano lokalnie, czy sprowadzano z Wiednia. Może następnym razem spróbuję poszukać wmontowywaną w posadzkę płytę z nazwiskiem i firmą wytwórcy (bardzo często to praktykowano). Zdjęcie nr 1 i 2 przedstawiają te właśnie wzory z pierwszego piętra budynku i z parteru.

Na fotografii nr 3 natomiast posadzka z Teatru Słowackiego, której muszę się jeszcze lepiej przyjrzeć następnym razem. Dziś ograniczali mnie nieco goście zaproszeni na premierę zremasterowanego i zdigitalizowanego "Wesela" Andrzeja Wajdy.
Za jakość zdjęć przepraszam (wykonanie: telefon). Poprawię się wkrótce.

                                                   Zdj. 1


                                                   Zdj. 2

                                                   Zdj.3

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Epoka Wiktoriańska

Przez część wczorajszego dnia przeszukiwałam internet pod kątem historii powstania płytek podłogowych. Oczywiście nie chodziło mi o zamierzchłą historię antycznych mozaik, ale czasy bardziej nam współczesne. Skoncentrowałam się na wieku XIX, kiedy nastąpił prawdziwy rozwój produkcji podłóg z barwionych płytek cementowych. Szczególną rolę odegrali tu oczywiście Anglicy. W epoce wiktoriańskiej w angielskich domach pojawiły się wzorzyste podłogi wykonywane ze stylowych i niedrogich płytek cementowych. Wzory czerpano z antyku, Bizancjum i epoki gotyku. 

Dzięki rozwojowi masowej produkcji płytek w przedpokojach, pokojach łaziebnych i ogrodach zimowych instalowano całe połacie cementowych "kobierców". Początkowo dominowały wzory geometryczne w kolorze terakoty i beżu. Stopniowo, dzięki zastosowaniu nowych technologii inspiracji zaczerpniętych z południa Europy (Maroko, Hiszpania) zaczęto produkować skomplikowane kolorystycznie kompozycje. W katalogach producentów płytek pojawiły się tysiące wzorów, z których "komponowano" podłogi krojone na miarę wnętrz, ich otoczenia i przeznaczenia, stąd trudno znaleźć dwie identyczne podłogi ułożone z tego samego rodzaju  płytek. 

Wielką fanką cementowych płytek była królowa Wiktoria. Podczas swej wizyty w rezydencji magnackiej, zbudowanej w szkockim Iverlochy (nieopodal ruin średniowiecznego Iverlochy Castle) przez Jamesa Scarleta Lorda Abigner, Wiktoria zachwyciła się otoczeniem i wnętrzem zamku, który z zapamiętaniem szkicowała określając go jako "wielce romantyczne miejsce". Wzór podłóg ceramicznych, które tam zobaczyła określany jest dziś mianem "wzoru Iverlochy". 

Pierwsze płytki wykonywane z zastosowaniem techniki enkaustycznej "produkowali" ręcznie mnisi z zakonu Cystersów w XII wieku. Zachowane wzory średniowieczne odkryli na potrzeby dekoracji wnętrz architekci wiktoriańscy. Wzory wiktoriańskie a zatem i te, które produkowano w Europie i na terenie Polski, tworzone były przy pomocy zaawansowanej techniologii. Wytwarzano je z różnych kolorów sprasowanego cementu. Jednocześnie można było połączyć od dwóch do sześciu kolorów. 


                                                Wzornik wiktoriański ca 1868











                                            Wzór Iverlochy. Iverlochy Castle, Szkocja

niedziela, 9 stycznia 2011

Początek

"Patrz pod nogi" mówiono mi w dzieciństwie. Z czystej troski tak mówiono chroniąc mnie przed upadkiem i poobijanymi kolanami. Chodząc, uparcie patrzyłam więc w ziemię. W dorosłym życiu duże wrażenie zrobił na mnie film Terry'ego Gilliama "The Fisher King". Tam wspinający się po fasadzie nowojorskiej kamienicy Robin Williams tłumaczy Jeffowi Bridgesowi, że nikt ich nie zobaczy, bo "w wielkich miastach ludzie nie patrzą w górę". Zaczęłam więc patrzeć także w górę. Na zmianę. I tak mi już zostało. 

Dziś, chodząc po mieście albo patrzę pod nogi, albo przemykam wzrokiem po elewacjach kamienic. Robię to nie dlatego, żeby się nie przewrócić lub zaobserwować wreszcie jakąś niecodzienną sytuację (nigdy nie udało mi się zauważyć żadnego wspinającego się szaleńca, a szkoda). Patrzę w górę i w dół po to, żeby podziwiać, zachwycać się, napawać skrzętnie ukrytym pięknem otaczającej mnie architektury. 

O ile jednak kamienice w naszych miastach powoli odzyskują architektoniczną świetność i coraz częściej remontującym je inwestorom (nienawidzę tego słowa) nie udaje się zniszczyć tego, co zaprojektował ten i ów znamienity architekt, o tyle nikt nie przejmuje się tak zwaną małą architekturą i detalami, które jak wiadomo tworzą całość. Od dawna zwracam uwagę na posadzki w starych kamienicach, kościołach, budynkach użyteczności publicznej. Mają tak bajeczne wzornictwo, rozety, wijące się w różnych kierunkach linie, zaskakującą geometrię. Podziwiam je, fotografuję, utrwalam i boleję nad tym jak szybko niszczeją, pękają i w efekcie znikają zastępowane płytkami z metra. Obok kutych balustrad, schodów, kafelkowych lamperii i witraży stały się moim konikiem, obowiązkowym tematem fotograficznych podróży. Zastanawiałam się jak uchronić je od zniszczenia, jak utrwalić te kaskady wzorów, o które nikt nie dba? Są ważniejsze rzeczy prawda?

Dlatego też zakładam dziś bloga, którego tematem będą zabytkowe posadzki i wnętrza, które zdobią. Pewnie z czasem rozszerzę tematykę, ale póki co dziś jest to PAVIMENTUM, czyli internetowy kącik poświęcony posadzkowym mozaikom, małym dziełom sztuki użytkowej. Ponieważ dużo jeżdżę po świecie publikować tu będę fotografie nie tylko z królewskiego miasta Krakowa, w którym mam przyjemność mieszkać, ale także fotografie z różnych stron Europy i świata. Tak dla równowagi. 
Przyznam też szczerze, że dziś niewiele wiem na temat posadzek i ich twórców, ale przecież od tego jest internet. Jeśli przypadkiem zawitacie na mój blog dajcie znać gdzie widzieliście jakąś ciekawą, starą posadzkę, chętnie zamieszczę o tym informację i zdjęcie. Stwórzmy wspólnie katalog starych posadzek i podłóg. Zapełnijmy białą plamę!

Na początek posadzka z pensjonatu Wildenauer w Wiedniu, w którym często zatrzymuję się podczas pobytów w stolicy walca. Bardzo dobrze zachowana posadzka, bez uszczerbków. Trzecie zdjęcie, to przykład podobnej kolorystyki płytek podłogowych podpatrzony w wiedeńskim Muzeum Historii Naturalnej.


PS Mój dorastający syn oprotestował nazwę bloga. Nic dziwnego. Łaciny w liceum nie uczą więc ta uczona nazwa kojarzy mu się z pawiem. I niestety w pewnym trywialnym sensie ma pewnie rację, bo pewnie przez ponad 100 lat pawie na tych szacownych pawimentach niejednokrotnie leżały. Wybaczam mu i składam to na karb młodości!