środa, 23 lutego 2011

Cementowym SZLAKIEM

Jeden z nielicznych na razie sympatyków mojego bloga poprosił mnie onegdaj o więcej fotografii. No właśnie - obiecałam i milczę, a milczeć mi nie wolno, bo każdy dzień przynosi nowe odkrycia, nowe doznania, nowe fotografie. Przez ostatnie tygodnie "napakowałam" głowę wiadomościami. Od powstania tego bloga naprawdę dużo się nauczyłam i zobaczyłam, a więc do dzieła!

Przede wszystkim ul. Szlak w Krakowie. Nie byłam jeszcze we wszystkich domach, bo wchód do nich ograniczony i nie zawsze ktoś życzliwy uchyli drzwi, ale parę razy się udało. Klatka schodowa, która powaliła mnie na kolana mieści się przy Szlaku 30. Mieści się tu Gabinet Kosmetyczny Astarte, a więc wejść można śmiało, bo wciąż otwarte, choć ja i tak zapytałam o zgodę na fotografowanie napotkanego akurat mieszkańca. Festiwal płytek cementowych zaczyna się już na parterze. Położono tu szachownicę w kolorze bordowo-żółtym okoloną bordiurą z motywem fali. Geneza wzoru sięga czasów rzymskich, gdy posadzki willi dekorowano mozaiką. Fala była wtedy jednym z ulubionych motywów. Uważne oko rozpozna nawet mozaikowy relief na płytkach leżących bliżej ścian, czyli tam, gdzie mniej się chodziło. Relief ten, podobnie jak zdobienia często wycierał się pod wpływem tarcia. Pamiętajmy, te podłogi mają przecież w wielu wypadkach ponad 100 lat!




Zwykle w kamienicach dbano o stylistyczną spójność posadzek wyposażając ciąg schodów w podobne wzory. A tu niespodzianka! Każdy spocznik i podest ozdobiony jest innym wzorem. Rozczuliłam się i powędrowałam aż na trzecie piętro cały czas fotografując. Niektóre posadzki sprawiają wrażenie kwiecistych dywaników ułożonych troskliwie pod drzwiami.






Jeśli chodzi o stan zachowania tych posadzek - jest zadowalający, w miejscach ubytków ktoś kiedyś próbował wstawiać płytki o podobnym wzorze. Dobrze byłoby je tylko częściej myć wodą ze zwykłym szarym mydłem i natłuszczać. Wtedy będą jeszcze długo piękne!

Niestety nie wszędzie płytki miały takie szczęście jak pod "trzydziestką". Udało mi się zajrzeć pod "trzynastkę" na tej samej ulicy i... muszę powiedzieć, że powiało grozą! Wnętrze kamienicy mocno zdewastowane.






Spotkałam trójkę mieszkańców i paru studentów (w pewnym momencie czułam się jak na Marszałkowskiej, nagle wszyscy zaczęli wychodzić z domów wyrzucić śmieci, do sklepu, odebrać listy ze skrzynki, zupełnie tak jakby to wnętrze było monitorowane) wszystkich pytałam grzecznie o zgodę, albo informowałam o tym co robię. Na ogół machali ręką nie okazując zainteresowania. "W Krakowie pełno takich płytek. - mówili - Wszędzie. Na Zwierzynieckiej i dokoła. Stare są, nic ciekawego".

Wręcz przeciwnie. Bardzo są ciekawe. Akurat w tej zniszczonej kamienicy po raz pierwszy spotkałam płytkę z nazwą wytwórcy: "L i G Kaden", sławnej na początku wieku firmy produkującej wyroby cementowe. O tym, że producenci, pozostawiali fliziarzom do wklejenia w dywanik takie płytki oczywiście wiedziałam. Była to ówczesna forma reklamy, a dla inwestora powód do dumy. W wielu miejscach w nie tylko w Krakowie można jeszcze znaleźć takie oznaczenia i pewnie jeszcze nie raz je pokażę. Ten przykład wzornictwa bordiury pochodzi ze średniowiecza, ale i tu na powierzchni płytki zastosowano fakturę mozaiki, którą bardzo dobrze można jeszcze rozpoznać na rogach układanki.

Długo mnie nie było na blogu, a to za sprawą podróży do Anglii, a więc w najbliższym czasie relacja z Londynu i nie tylko...