PAVIMENTUM
czwartek, 16 czerwca 2011
Znowu jestem!!!
Kraków, ul. Lubicz
Kraków ul. Krowoderska
Święta to fantastyczna rzecz, ale dłuższy odpoczynek wprawia mnie w otępienie i wytrąca z normalnego rytmu. Wiem, że piszę o czymś, co w czerwcu może być postrzegane jako zamierzchła przeszłość i historia, ale muszę jakoś usprawiedliwić swoją dłuuuugą nieobecność! Przerwa wielkanocna, potem długi weekend, potem perspektywa wyjazdu na południe Francji, z której nic nie wyszło, potem odkopywanie się z zaległości ... sprawiły, że blog podłogowy musiał ustąpić rzeczom bieżącym.
Mając wiernych czytelników (dzięki Intervallum!, dzięki Przemku!) i świadomość, że jednak ktoś czeka na dalsze podłogowe opowieści, muszę nadrobić stracony czas.
Kraków ul. Kremerowska
Oczywiście dalej biegam po krakowskich kamienicach, fotografuję co się da, zgrzytam zębami, kiedy okazje się, że gdzieś się spóźniłam i właściciel-esteta zdążył wymieść stare płytki z sieni zarządzając położenie nowoczesnego ohydztwa. Zaczął się czas remontów, a więc zgrzytam coraz częściej... Dużo też poczytałam dochodząc do niezwykłych ustaleń.
Ale od początku.
Kraków ul. Pędzichów
Pisałam do tej pory o firmach działających w Krakowie, których winiety udaje się tu i ówdzie spotkać per "wytwórcy płytek". Niestety myliłam się. Wzorzyste płytki były do Krakowa sprowadzane z różnych stron. Z zaboru niemieckiego (Lissa) , rosyjskiego (Dziewulski i Lange, czyli prawie w linii prostej dzisiejsze Opoczno), ze Lwowa (Giovani Zuliani, Jan Lewicki) wreszcie z ojczyzny szkła i ceramiki, z Bohemii (fabryki Vokovice w Pradze, Rako w Rakowniku i inne). Z przyczyn, prozaicznych - braku odpowiedniego surowca oraz słabej infrastruktury produkowanie skomplikowanych wzorów płytek było w Krakowie nieopłacalne. Łatwiej było sprowadzać piękne mozaiki z wymienionych wyżej miejsc niż rozkręcać biznes na miejscu. Nie będzie więc łatwo dokładnie określić kto produkował dane wzory, bo trzeba byłoby sięgnąć do wzorników płytek podłogowych, a tych niewiele się do dziś zachowało. Poza tym wzory nie były objęte prawem autorskim i swobodnie "przepływały" przez granice stając się dobrem wspólnym.
Kraków Al. Słowackiego
Określenie wytwórcy mogłoby nastąpić więc w dwóch wypadkach: albo po wnikliwym zbadaniu spodniej strony płytki, na której czasem widniały sygnatury wytwórców, co jest oczywiście niemożliwe, bo groziłoby to zdemolowaniem posadzek lub lamperii, albo poprzez mozolną analizę porównawczą wyrobów tych fabryk znajdujących się w muzeach branżowych i przemysłowych. Wybrałam tę drugą opcję i już wiem, że wakacje spędzę w północnej Bohemii, w Niemczech i oczywiście w Anglii, od której wszystko się zaczęło. Póki co przedstawiam kilka odnalezionych wzorów, na które natknęłam się w czasie minionych dwóch miesięcy.
Kraków, Plac Biskupi
Kraków, ul. Lubicz
niedziela, 3 kwietnia 2011
Na Topolowej i Rakowickiej
Kontynuując spacer po Topolowej zacznę od środka ulicy, od domu nr 18, gdzie jak głosi tablica mieszkał w latach 1906-1910 Józef Piłsudski. Tamtejsza posadzka zrobiona została z lastrika i być może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie data, jaką można tam zaobserwować: 1890! Jest to bez wątpienia jedna z najstarszych nawierzchni lastrikowych w Krakowie! Wydawać by się mogło, że lastriko, zwane także lastrykiem, lastrico, terazzo to wynalazek późniejszy, charakterystyczny dla wnętrz modernistycznych z 20-lecia międzywojennego (i oczywiście "posadzkowy król" PRL-u), okazuje się jednak, że jednolite posadzki terazzowe, nazywane też sztucznym marmurem, powstawały już w II połowie XIX stulecia na zachodzie Europy. Lastriko tworzono z betonu, w skład którego wchodziły: mieszanina wody, cement i grys. Produkowano je w pięciu kolorach: białym, czarnym, szarym, czerwonym i zielonym, a jego struktura dzieliła się na grubo, średnio i drobnoziarnistą w zależności od rodzaju użytego do produkcji gryzu. Ponieważ napotkałam w różnych miejscach Krakowa na wspaniałe przykłady wzorzystych podłóg lastrikowych poświęcę im pewnie któryś post w całości a na razie owa najstarsza na razie "data produkcji". Zdajcie sobie prosze sprawę z tego, że po tej podłodze chadzał przyszły Marszałek...
Wróćmy jednak do znalezisk na Topolowej. Przede wszystkim poszłam tam, by sfotografować posadzkę A.D. Hochstima, o której ostatnio dowiedziałam się, że jest przeznaczona do skucia. Rzeczywiście w kamienicy tej trwa remont generalny, wymieniane są stropy, stolarka drzwiowa i wszystkie detale z posadzkami włącznie. Szkoda trochę, bo są tam nieźle zachowane płytki Kadena(?) i u wejścia cała rozetka Hochstima. Jak zauważycie przy jakimś wcześniejszym remoncie (prawdopodobnie przy przeprowadzaniu instalacji elektrycznej) odkuto ją i założono na nowo raczej niedbale, myląc wzór, ale i tak zachowała się w całości. Teraz jednak oba wzory pozostaną "zachowane" wyłącznie na fotografiach. W kamienicy bardzo się kurzy, więc posadzki pokrywa niestety gruba warstwa zanieczyszczeń.
W innej sieni zauważyłam płytki z nazwą kolejnego wytwórcy Romana Silberbacha. Są wkomponowane w betonowe trylinki, znacznie późniejsze, co może oznaczać, że płytki Silberberga zostały zamienione w dwudziestoleciu międzywojennym na znacznie wytrzymalszy beton, a została jedynie nazwa wykonawcy poprzedniej posadzki.
Na razie niewiele mogę o tej firmie powiedzieć, poza tym, że jej nazwa pojawia się w dokumentach z czasów około I wojny światowej. Podobnie jak inna nazwa fabryczki Emila Silberbacha, którego nazwisko widnieje na płytkach ceramicznych używanych przy wykładaniu lamperii np. w kamienicy nr 8 przy ul Rakowickej. Może to ta sama firma, która przeszła z ojca na syna. Tego nie wiem.
Tam również trwa dziś remont. Od prowadzących go robotników dowiedziałam się, że zanim rozpoczęto prace płytki zostały zwandalizowane przez chuliganów, którzy wdarli się kiedyś do wnętrza i niestety nie będą rekonstruowane, bo właściciel nie ma na to pieniędzy. Szkoda znowu, ale takie są dziś "prawa" panujące na rynku i nic nie da się w tej kwestii zrobić.
I jeszcze całkiem przypadkowe znalezisko. Oto jak warto fotografować nawet pojedyncze, nie pasujące do głównych wzorów, wyrwane z kontekstu płytki, którymi łatano ubytki. W sąsiedniej kamienicy także na Rakowickiej płytka z napisem LISSA - pochodząca najprawdopodobniej z fabryki w dzisiejszej Leśnicy (na przedmieściach Wrocławia). Fabryka ta w latach międzywojennych była filią słynnej firmy Vileroy and Boch. Dziś jej tereny są właśnie równane z ziemią i powstaną tam apartamentowce... Nie wiem, czy cała posadzka w tej kamienicy pochodzi z LISSY. Lamperie za to stworzyła firma Haas & Silberberg.
poniedziałek, 21 marca 2011
Remanenty i nowości
Kraków, ul. Topolowa
A więc wiosna przyszła, jest sucho, świeci piękne słońce i coraz chętniej wychodzę na spacery w poszukiwaniu płytek. Byłam dziś w rejonie Rakowickiej i Topolowej. Zanim jednak pochwalę się znaleziskami kilka słów wyjaśnień dla moich nowych czytelników, którzy, jak "Intervallum" zapytują o to i owo. (Dzięki za zainteresowanie ;-))
Kraków, ul. Michałowskiego
Otóż, tak zwane "enkaustyki", czyli płytki podłogowe enkaustyczne, znane były już w średniowieczu. Zdobiły wnętrza kościołów, klasztorów, refektarzy i kapitularzy. Ich relikty odkryto w latach 30-stych XIX wieku w Anglii. Na fali tzw. "Gothic Revival" - gigantycznego zainteresowania gotykiem, średniowieczem odtworzono zapomnianą technikę ich tworzenia. Przyczynił się do tego Herbert Minton, znany miłośnik zabytków historii i właściciel fabryki cementowej oraz A.W.N. Pugin - architekt i konserwator. Oni zapoczątkowali modę na płytki enkaustyczne czyli hydrauliczne, jak je zwano w XIX wieku. Przy okazji renowacji Pałacu Westminster, który spłonął w 1834 roku "upiekli" trzy pieczenie. Po pierwsze wskrzesili na nowo dawną technikę tworzenia płytek, po drugie wykorzystali nowy materiał - cement portlandzki, szary, sypki materiał, otrzymywany ze zmielenia klinkieru cementowego z gipsem wynaleziony ponoć przez Josepha Aspdina, który w 1824 uzyskał patent na jego wyrób. W owych czasach, cement był najlepszym i najdroższym materiałem budowlanym na świecie. Po trzecie Minton i Pugin rozwinęli technologię produkcji płytek przy zastosowaniu pras ręcznych, a potem hydraulicznych (stąd nazwa płytek) oferując klientom zamiast obłędnie drogich, ale przede wszystkim nudnych szachownic z czarnego, szarego i białego marmuru - feerię barw i kolorów, połączoną dzięki inwencji niezliczonych projektantów we wzorzyste kamienne kobierce. Prawie w tym samym czasie w Jacksfield w Anglii z płytkami cementowymi eksperymentował George Mew.
Kraków, ul. Długa - "rzymska plecionka"
Kraków, ul. Kremerowska - "echa arabeski"
Kraków, ul. Łobzowska - "inspiracje średniowieczne"
Płytka cementowa była niezwykle trwała, relatywnie tania i mogła być wytwarzana w każdym stylu - rzymskiej mozaiki, bizantyjskiej plecionki, czy gotyckich rozet. Pamiętajmy, te podłogi miały ZDOBIĆ przede wszystkim, wszak XIX stulecie było wiekiem ornamentu, miały też być ESTETYCZNE i ŁATWE DO UTRZYMANIA w czystości.
Z czasem stawały się coraz tańsze, coraz więcej zakładów cementowych i cegielni specjalizowało się w ich wyrobie. Były objawieniem, skoro architekt Feliks Księżarski budujący ok. 1883-1887 roku Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego zdecydował, ze nie zastosuje na podłogach pięter i skrzydeł budynku klepki dębowej, tylko stonowaną posadzkę cementową, którą możemy tam podziwiać do dziś.
Mam na razie takie niepotwierdzone podejrzenie oparte wyłącznie na analizie porównawczej i szczątkach historii firmy L. G. Kaden, że te delikatne kremowo-niebieskie płytki, a już na pewno kremowo-czarne mozaikowe, użyte przy wejściu są właśnie wyrobami Kadena. Firma wystartowała w początkach lat 80-tych XIX wieku i słynna była z otrzymywania dużych kontraktów "miejskich" na posadzki w szkołach i budynkach państwowych, choć Kaden nie gardził także kamienicami. O historii tej firmy jeszcze napiszę, ale gdy zbiorę więcej informacji.
I nie wystarczyło czasu na pokazanie dzisiejszych znalezisk. Topolowa i Rakowicka wkrótce... c.d.n.
środa, 16 marca 2011
O ludzkiej życzliwości i dziele przypadku
Moje poszukiwania płytek ceramicznych nabierają rozpędu. Dysponuję już paroma tysiącami fotografii sieni i klatek schodowych z różnych ulic i dzielnic Krakowa. Staram się być wszędzie tam, gdzie między 1880 a 1930 rokiem zbudowano kamienice, domy, instytucje. Czasem także w budynkach starszych, znajdujących się w obrębie Rynku Głównego objawiają się resztki cementowych posadzek. Smętne resztki, które za jakiś krótki czas przestaną istnieć.
Kraków ul. Grodzka płytki z zakładu Jana Godzickiego
W wiele miejsc trafiam na podstawie różnych "cynków" od ludzi zainteresowanych tym, co robię. Spotykam się z niezwykle ciepłymi reakcjami, wiele osób chce instynktownie pomóc, czasem naprowadzają mnie na niezwykłe tropy. Szukając informacji na temat zakładów rzemieślniczych Podgórza odbyłam bardzo ciekawą rozmowę z p. Iwoną Wernichowską, która skontaktowała mnie z kilkoma osobami. Dzięki nim zajrzałam na Zabłocie, na ul. Wałową, by sfotografować taką oto fantastycznie zachowaną sień. Zarówno lamperie z podobiznami marabutów, jak i wzorzysta podłoga są w znakomitym stanie, widać, że pielęgnowane i czyszczone. Posłużą jeszcze długo, a ich piękno robi niesamowite wrażenie. Całość wykonał zakład Jana Godzickiego, który znajdował się na Zabłociu i działał przed I wojną światową oraz w dwudziestoleciu międzywojennym. W czasie moich wędrówek znalazłam jeszcze kilka znakomitych przykładów ceramiki Godzickiego, które z pewnością zamieszczę. Klataka schodowa z Wałowej należy zapewne do najciekawszych jego realizacji. I jeszcze jedno specjalnością Godzickiego była ceramika glazurowana, o tym że robił też posadzki świadczy właśnie przykład sieni na Wałowej gdzie znajduje się płytka z jego sygnturą.
Kraków, ul. Wałowa
Spotkałam się także z Barbarą Zbroją, która jest historyczką sztuki i autorką niezwykle ciekawych publikacji na temat architektury Krakowa, a zwłaszcza tych budowli, które tworzyli tu architekci żydowscy. Polecam niniejszym wszystkim zainteresowanym jej książkę "Miasto umarłych" oraz napisany wspólnie z Konradem Myślikiem "Nieznany portret Krakowa". Obydwie te pozycje wnoszą wiele nowego do postrzegania naszego miasta w świetle tego, co było i się nie zachowało, bądź zachowało się, ale jest przebudowane, zabudowywane, bądź niszczone. Pani Barbara przesłała mi zdjęcie płytki z napisem "Hochstim". Ta rodzinna firma była znana w owym czasie w Krakowie. Produkowano w niej przede wszystkim nagrobki. Hochstimowie byli pochodzenia żydowskiego, jednak wykonywali także pomniczki dla chrześcijan, słynąc z tego, że często swe wyroby sygnowali. Jak się okazuje wyrabiali także posadzki. Posadzka Hochstima znajdowała się jeszcze do niedawna na ulicy Topolowej. Był tam jednak remont i obawiamy się, że podłoga nie istnieje. Mam jednak nadzieję, że cudownie ocalała. Wybieram się tam wkrótce, więc sprawdzę.
ul. Topolowa, Copyright B. Zbroja
Udało mi się także odnaleźć dwa zdjęcia starej posadzki z dworca kolejowego w Tarnowie. Zamieniono ją na identyczną, ale już sprowadzoną z Anglii, bo u nas nikt nie jest w stanie takiej wykonać. Jak pamiętałam z dzieciństwa, a na dworcu w Tarnowie spędziłam trochę czasu (dojazdy do szkoły), po lewej stronie tuż przy wejściu z hali głównej do korytarza był napis wytwórcy płytek. Nie pamiętałam tylko KTO był tym wytwórcą. Okazało się, że wielce zasłużona dla Krakowa firma KADEN. Dzięki pomocy p. Małgorzaty z Biura Projektowego BPK dostałam zdjęcia starej posadzki oraz... dwie oryginalne płytki, które powędrują po zbadaniu do Muzeum Okręgowego w Tarnowie.
Uwierzcie drodzy czytelnicy, że na tej mocno wytartej płytce są napisy: L&G KADEN, Kraków Lwów
A skoro jesteśmy w Tarnowie, to jeszcze mała ciekawostka "z dziś". Przy ul. Krakowskiej pod numerem 24 lub 26 natrafiłam na absolutny rarytasik: płytki z Czech! Nie wiem jaką drogą, ale do Tarnowa trafiły płytki z "szamotovej tovarni L. P. Dietz z Vokovic koło Pragi", czyli z dzisiejszej dzielnicy Vokovice w Pradze (przyłączono ją do stolicy Czech w latach dwudziestych ubiegłego wieku). Ciekawe, dlaczego sprowadzono te płytki z Czech, podczas, gdy w samym Tarnowie była cała masa wytwórni i składów płytek cementowych? Były ładniejsze? Z innej, dalszej krainy Najjaśniejszej Monarchii a więc lepsze? Kolejna zagadka, której na razie nie da się rozwiązać.
Kraków ul. Grodzka płytki z zakładu Jana Godzickiego
W wiele miejsc trafiam na podstawie różnych "cynków" od ludzi zainteresowanych tym, co robię. Spotykam się z niezwykle ciepłymi reakcjami, wiele osób chce instynktownie pomóc, czasem naprowadzają mnie na niezwykłe tropy. Szukając informacji na temat zakładów rzemieślniczych Podgórza odbyłam bardzo ciekawą rozmowę z p. Iwoną Wernichowską, która skontaktowała mnie z kilkoma osobami. Dzięki nim zajrzałam na Zabłocie, na ul. Wałową, by sfotografować taką oto fantastycznie zachowaną sień. Zarówno lamperie z podobiznami marabutów, jak i wzorzysta podłoga są w znakomitym stanie, widać, że pielęgnowane i czyszczone. Posłużą jeszcze długo, a ich piękno robi niesamowite wrażenie. Całość wykonał zakład Jana Godzickiego, który znajdował się na Zabłociu i działał przed I wojną światową oraz w dwudziestoleciu międzywojennym. W czasie moich wędrówek znalazłam jeszcze kilka znakomitych przykładów ceramiki Godzickiego, które z pewnością zamieszczę. Klataka schodowa z Wałowej należy zapewne do najciekawszych jego realizacji. I jeszcze jedno specjalnością Godzickiego była ceramika glazurowana, o tym że robił też posadzki świadczy właśnie przykład sieni na Wałowej gdzie znajduje się płytka z jego sygnturą.
Kraków, ul. Wałowa
Spotkałam się także z Barbarą Zbroją, która jest historyczką sztuki i autorką niezwykle ciekawych publikacji na temat architektury Krakowa, a zwłaszcza tych budowli, które tworzyli tu architekci żydowscy. Polecam niniejszym wszystkim zainteresowanym jej książkę "Miasto umarłych" oraz napisany wspólnie z Konradem Myślikiem "Nieznany portret Krakowa". Obydwie te pozycje wnoszą wiele nowego do postrzegania naszego miasta w świetle tego, co było i się nie zachowało, bądź zachowało się, ale jest przebudowane, zabudowywane, bądź niszczone. Pani Barbara przesłała mi zdjęcie płytki z napisem "Hochstim". Ta rodzinna firma była znana w owym czasie w Krakowie. Produkowano w niej przede wszystkim nagrobki. Hochstimowie byli pochodzenia żydowskiego, jednak wykonywali także pomniczki dla chrześcijan, słynąc z tego, że często swe wyroby sygnowali. Jak się okazuje wyrabiali także posadzki. Posadzka Hochstima znajdowała się jeszcze do niedawna na ulicy Topolowej. Był tam jednak remont i obawiamy się, że podłoga nie istnieje. Mam jednak nadzieję, że cudownie ocalała. Wybieram się tam wkrótce, więc sprawdzę.
ul. Topolowa, Copyright B. Zbroja
Udało mi się także odnaleźć dwa zdjęcia starej posadzki z dworca kolejowego w Tarnowie. Zamieniono ją na identyczną, ale już sprowadzoną z Anglii, bo u nas nikt nie jest w stanie takiej wykonać. Jak pamiętałam z dzieciństwa, a na dworcu w Tarnowie spędziłam trochę czasu (dojazdy do szkoły), po lewej stronie tuż przy wejściu z hali głównej do korytarza był napis wytwórcy płytek. Nie pamiętałam tylko KTO był tym wytwórcą. Okazało się, że wielce zasłużona dla Krakowa firma KADEN. Dzięki pomocy p. Małgorzaty z Biura Projektowego BPK dostałam zdjęcia starej posadzki oraz... dwie oryginalne płytki, które powędrują po zbadaniu do Muzeum Okręgowego w Tarnowie.
Uwierzcie drodzy czytelnicy, że na tej mocno wytartej płytce są napisy: L&G KADEN, Kraków Lwów
A skoro jesteśmy w Tarnowie, to jeszcze mała ciekawostka "z dziś". Przy ul. Krakowskiej pod numerem 24 lub 26 natrafiłam na absolutny rarytasik: płytki z Czech! Nie wiem jaką drogą, ale do Tarnowa trafiły płytki z "szamotovej tovarni L. P. Dietz z Vokovic koło Pragi", czyli z dzisiejszej dzielnicy Vokovice w Pradze (przyłączono ją do stolicy Czech w latach dwudziestych ubiegłego wieku). Ciekawe, dlaczego sprowadzono te płytki z Czech, podczas, gdy w samym Tarnowie była cała masa wytwórni i składów płytek cementowych? Były ładniejsze? Z innej, dalszej krainy Najjaśniejszej Monarchii a więc lepsze? Kolejna zagadka, której na razie nie da się rozwiązać.
sobota, 5 marca 2011
WIZYTA U WIKTORII I ALBERTA
Wiktoria i Albert - jako małżeństwo mogliby świecić przykładem dla innych. Księżniczka hanowerska Aleksandryna Wiktoria i książę Albert z dynastii Sachsen-Coburg-Gotha pobrali się w roku 1840. Wiktoria miała wtedy 21 lat i była już od trzech lat królową Zjednoczonego Królestwa. Albert był jej równolatkiem (choć młodszy o 2 miesiące) i stanął przy jej boku jako mąż nigdy nie dostępując zaszczytu para Anglii, o tytule królewskim nie wspominając (wypominano mu niemieckie pochodzenie). Mimo iż ich małżeństwo było skojarzone stanowili bardzo szczęśliwą parę wspierając się wzajemnie prze 20 kolejnych lat. Albert doradzał Wiktorii w sprawach politycznych i gospodarczych, a ona ochoczo wcielała jego rady w życie. Ktoś zapyta, a co to ma wspólnego z posadzkami? Ma i to wiele.
Obydwoje byli wielkimi miłośnikami sztuk, nauki i wszelkich nowinek technicznych. Wspierali przemysł i rzemiosło. To dzięki Albertowi Wielka Brytania nie tylko umocniła swą pozycję polityczną w Europie, ale stała się także jedną z najprężniej rozwijających się potęg gospodarczych. Rozpoczął się wiek pary i elektryczności...
W roku 1851 królewska para doprowadziła do otwarcia w Londynie Wielkiej Wystawy Światowej, pierwszej naprawdę znaczącej, od której rozpoczęła się era wymiany technologicznej i przemysłowej na świecie. Jej prezentacja w Cristal Palace obiła się szerokim echem. To właśnie wtedy po raz pierwszy przemysłowiec Herbert Minton i architekt Augustus Welby Northmore Pugin zaprezentowali rezultaty konserwacji zabytkowych angielskich kościołów i odbudowy zniszczonego po pożarze Pałacu Westminster. Częścią tamtej wystawy był pokaz płytek enkaustycznych wytłoczonych na wzór posadzek odnalezionych w starych średniowiecznych opactwach. Mintonowi, który od kilkudziesięciu lat zajmował się ceramiką pomógł wynalazek prasy cementowej do guzików Richarda Prossera, który to patent w nieco zmienionym kształcie posłużył powstaniu ręcznej prasy do płytek enkaustycznych.
Średniowieczne płytki enkaustyczne
Enkaustyczne płytki wiktoriańskie powstałe na wzór średniowiecznych
Na tej samej wystawie pokazał swe produkty rywal Mintona, George Mews, produkujący płytki, których inspiracją były wykopaliska prowadzone w willach rzymskich w środkowej Anglii.
Od tego momentu (1851) datuje się pochód płytki cementowej przez świat.
Książę Albert nie dożył drugiej londyńskiej Wystawy Światowej w roku 1862. Zmarł wskutek powikłań po grypie rok wcześniej w wieku 42 lat. Wiktoria na kilka lat pogrążyła się w żałobie i depresji i do końca życia nosiła żałobę po ukochanym mężu. Jednym z pięknych pomników działalności obojga jest Muzeum Wiktorii i Alberta gromadzące ponad 4 i pół miliona dzieł sztuki i rzemiosła artystycznego, powstałe z zysku po zakończeniu pierwszej Wystawy Światowej w Londynie.
Fragment ekspozycji ceramicznej
Wybrałam się tam, jak do źródła, by przestudiować historię płytki enkaustycznej. Oprócz eksponatów zgromadzonych na wystawie i bogatej literatury znajdującej się w muzealnym archiwum, wspaniałym "wzornikiem" płytek cementowych i ceramicznych są długie korytarze i klatki schodowe Muzeum. Tamtejsze posadzki, miejscami nierówne i wskazujące na swój wiek (ok 150 lat) są niezwykłym "żyjącym" przykładem rzemiosła ceramicznego w Wielkiej Brytanii. Poniżej zdjęcia z ekspozycji ceramiki i z muzealnych korytarzy.
środa, 23 lutego 2011
Cementowym SZLAKIEM
Jeden z nielicznych na razie sympatyków mojego bloga poprosił mnie onegdaj o więcej fotografii. No właśnie - obiecałam i milczę, a milczeć mi nie wolno, bo każdy dzień przynosi nowe odkrycia, nowe doznania, nowe fotografie. Przez ostatnie tygodnie "napakowałam" głowę wiadomościami. Od powstania tego bloga naprawdę dużo się nauczyłam i zobaczyłam, a więc do dzieła!
Przede wszystkim ul. Szlak w Krakowie. Nie byłam jeszcze we wszystkich domach, bo wchód do nich ograniczony i nie zawsze ktoś życzliwy uchyli drzwi, ale parę razy się udało. Klatka schodowa, która powaliła mnie na kolana mieści się przy Szlaku 30. Mieści się tu Gabinet Kosmetyczny Astarte, a więc wejść można śmiało, bo wciąż otwarte, choć ja i tak zapytałam o zgodę na fotografowanie napotkanego akurat mieszkańca. Festiwal płytek cementowych zaczyna się już na parterze. Położono tu szachownicę w kolorze bordowo-żółtym okoloną bordiurą z motywem fali. Geneza wzoru sięga czasów rzymskich, gdy posadzki willi dekorowano mozaiką. Fala była wtedy jednym z ulubionych motywów. Uważne oko rozpozna nawet mozaikowy relief na płytkach leżących bliżej ścian, czyli tam, gdzie mniej się chodziło. Relief ten, podobnie jak zdobienia często wycierał się pod wpływem tarcia. Pamiętajmy, te podłogi mają przecież w wielu wypadkach ponad 100 lat!
Zwykle w kamienicach dbano o stylistyczną spójność posadzek wyposażając ciąg schodów w podobne wzory. A tu niespodzianka! Każdy spocznik i podest ozdobiony jest innym wzorem. Rozczuliłam się i powędrowałam aż na trzecie piętro cały czas fotografując. Niektóre posadzki sprawiają wrażenie kwiecistych dywaników ułożonych troskliwie pod drzwiami.
Jeśli chodzi o stan zachowania tych posadzek - jest zadowalający, w miejscach ubytków ktoś kiedyś próbował wstawiać płytki o podobnym wzorze. Dobrze byłoby je tylko częściej myć wodą ze zwykłym szarym mydłem i natłuszczać. Wtedy będą jeszcze długo piękne!
Niestety nie wszędzie płytki miały takie szczęście jak pod "trzydziestką". Udało mi się zajrzeć pod "trzynastkę" na tej samej ulicy i... muszę powiedzieć, że powiało grozą! Wnętrze kamienicy mocno zdewastowane.
Spotkałam trójkę mieszkańców i paru studentów (w pewnym momencie czułam się jak na Marszałkowskiej, nagle wszyscy zaczęli wychodzić z domów wyrzucić śmieci, do sklepu, odebrać listy ze skrzynki, zupełnie tak jakby to wnętrze było monitorowane) wszystkich pytałam grzecznie o zgodę, albo informowałam o tym co robię. Na ogół machali ręką nie okazując zainteresowania. "W Krakowie pełno takich płytek. - mówili - Wszędzie. Na Zwierzynieckiej i dokoła. Stare są, nic ciekawego".
Wręcz przeciwnie. Bardzo są ciekawe. Akurat w tej zniszczonej kamienicy po raz pierwszy spotkałam płytkę z nazwą wytwórcy: "L i G Kaden", sławnej na początku wieku firmy produkującej wyroby cementowe. O tym, że producenci, pozostawiali fliziarzom do wklejenia w dywanik takie płytki oczywiście wiedziałam. Była to ówczesna forma reklamy, a dla inwestora powód do dumy. W wielu miejscach w nie tylko w Krakowie można jeszcze znaleźć takie oznaczenia i pewnie jeszcze nie raz je pokażę. Ten przykład wzornictwa bordiury pochodzi ze średniowiecza, ale i tu na powierzchni płytki zastosowano fakturę mozaiki, którą bardzo dobrze można jeszcze rozpoznać na rogach układanki.
Długo mnie nie było na blogu, a to za sprawą podróży do Anglii, a więc w najbliższym czasie relacja z Londynu i nie tylko...
Przede wszystkim ul. Szlak w Krakowie. Nie byłam jeszcze we wszystkich domach, bo wchód do nich ograniczony i nie zawsze ktoś życzliwy uchyli drzwi, ale parę razy się udało. Klatka schodowa, która powaliła mnie na kolana mieści się przy Szlaku 30. Mieści się tu Gabinet Kosmetyczny Astarte, a więc wejść można śmiało, bo wciąż otwarte, choć ja i tak zapytałam o zgodę na fotografowanie napotkanego akurat mieszkańca. Festiwal płytek cementowych zaczyna się już na parterze. Położono tu szachownicę w kolorze bordowo-żółtym okoloną bordiurą z motywem fali. Geneza wzoru sięga czasów rzymskich, gdy posadzki willi dekorowano mozaiką. Fala była wtedy jednym z ulubionych motywów. Uważne oko rozpozna nawet mozaikowy relief na płytkach leżących bliżej ścian, czyli tam, gdzie mniej się chodziło. Relief ten, podobnie jak zdobienia często wycierał się pod wpływem tarcia. Pamiętajmy, te podłogi mają przecież w wielu wypadkach ponad 100 lat!
Zwykle w kamienicach dbano o stylistyczną spójność posadzek wyposażając ciąg schodów w podobne wzory. A tu niespodzianka! Każdy spocznik i podest ozdobiony jest innym wzorem. Rozczuliłam się i powędrowałam aż na trzecie piętro cały czas fotografując. Niektóre posadzki sprawiają wrażenie kwiecistych dywaników ułożonych troskliwie pod drzwiami.
Jeśli chodzi o stan zachowania tych posadzek - jest zadowalający, w miejscach ubytków ktoś kiedyś próbował wstawiać płytki o podobnym wzorze. Dobrze byłoby je tylko częściej myć wodą ze zwykłym szarym mydłem i natłuszczać. Wtedy będą jeszcze długo piękne!
Niestety nie wszędzie płytki miały takie szczęście jak pod "trzydziestką". Udało mi się zajrzeć pod "trzynastkę" na tej samej ulicy i... muszę powiedzieć, że powiało grozą! Wnętrze kamienicy mocno zdewastowane.
Spotkałam trójkę mieszkańców i paru studentów (w pewnym momencie czułam się jak na Marszałkowskiej, nagle wszyscy zaczęli wychodzić z domów wyrzucić śmieci, do sklepu, odebrać listy ze skrzynki, zupełnie tak jakby to wnętrze było monitorowane) wszystkich pytałam grzecznie o zgodę, albo informowałam o tym co robię. Na ogół machali ręką nie okazując zainteresowania. "W Krakowie pełno takich płytek. - mówili - Wszędzie. Na Zwierzynieckiej i dokoła. Stare są, nic ciekawego".
Wręcz przeciwnie. Bardzo są ciekawe. Akurat w tej zniszczonej kamienicy po raz pierwszy spotkałam płytkę z nazwą wytwórcy: "L i G Kaden", sławnej na początku wieku firmy produkującej wyroby cementowe. O tym, że producenci, pozostawiali fliziarzom do wklejenia w dywanik takie płytki oczywiście wiedziałam. Była to ówczesna forma reklamy, a dla inwestora powód do dumy. W wielu miejscach w nie tylko w Krakowie można jeszcze znaleźć takie oznaczenia i pewnie jeszcze nie raz je pokażę. Ten przykład wzornictwa bordiury pochodzi ze średniowiecza, ale i tu na powierzchni płytki zastosowano fakturę mozaiki, którą bardzo dobrze można jeszcze rozpoznać na rogach układanki.
Długo mnie nie było na blogu, a to za sprawą podróży do Anglii, a więc w najbliższym czasie relacja z Londynu i nie tylko...
Subskrybuj:
Posty (Atom)