Biegając po Krakowie zaglądam do sieni XIX wiecznych kamienic. Nie wszystkich niestety, do których chciałabym wejść, ale tych, których bramy uchylone są lub niedomknięte, bo wewnątrz znajdują się jakieś firmy, albo szkoły językowe, albo inne ogólnodostępne przybytki. Odwiedzam miejsca, gdzie obecność osoby obcej nie przyprawia mieszkańców o palpitację serca i nie ogarnia ich bojaźń, że oto kręcąca się w sieni kobieta ma jakieś złe zamiary w stosunku do ich własności. Chodzę więc tam, gdzie można. I co widzę? Jak wszędzie! Resztki dawnej świetności mniej lub bardziej zadbane.
Kamienice w Krakowie coraz częściej są odnawiane i remontowane. Rzekłabym nawet patroszone i dekorowane od nowa. O ile jednak jaką taką wagę przykłada się do zabytkowych ścian, stiuków, witraży, a w mniejszym stopniu do okien (montując bardzo często plastiki, w miejsce stolarki drewnianej), o tyle w wyremontowanym wnętrzu w miejsce starej posadzki kładzie się przypominające marmur i świecące nowością współczesne płytki. Pewnie trudno byłoby odtworzyć starą, zniszczoną w wielu miejscach ceramiczną podłogę, której elementy albo się przetarły pod nogami niezliczonych przechodniów, albo zostały w części skute i zastąpione betonem skrywającym różnego rodzaju instalacje. Jednak krakowskie kamienice miast na mieszkania, zamieniane są na pensjonaty i hotele i nikomu nie zależy na poszukiwaniu starych wzorów u producentów krajowych, a tym bardziej za granicą. Remont ma być zrobiony szybko i jak najtaniej, żeby w mig taka kamienica stała się dojną krową drenującą kieszenie wielonarodowego tłumu z tak pożądanej w dzisiejszych czasach mamony! Układa się wielkie połacie płyt 30 x 30 cm, bez żadnych dekorów (najprostsza "róża wiatrów" to wydatek rzędu 1500-2500 zł). Szybko, tanio, a że zabytkowe "wchody" i ciągi komunikacyjne tracą swój charakter? Kogo to obchodzi?
Fakt, niewielu. Ale powinno obchodzić przynajmniej konserwatora zabytków, który akceptuje takie zamiany. Słyszałam od znajomych, że w czasie remontu zabytkowych wnętrz nie można wymalować ścian na kolor, który odpowiada właścicielowi, nie można wbić gwoździa w miejscu dowolnym, bez uzyskania zgody konserwatorskiej, nie mówiąc o innych radykalnych zmianach. Okazuje się, że można jednak skuć cementowe płytki, bo niekompletne, zniszczone, zapuszczone.
Pewnie w kilku przypadkach taka argumentacja jest zasadna, ale w wielu nie. Jak dla mnie skucie takich zabytkowych podłóg, to nic innego, jak oznaka lenistwa, ignorancji i tumiwisizmu, które usprawiedliwia się kosztami. Tymczasem zdobycie płytek, choć w części podobnych, jak te zabytkowe nie jest takie trudne. wystarczy trochę pogrzebać w internecie. Że, co, że koszty duże? Jak was było kochani inwestorzy stać na wysupłanie milionów na zakup kamienicy, to powinno być was stać na remont zgodny z zasadami sztuki. W końcu taka kamienica nikomu nie jest dana na zawsze. Jesteśmy tylko przybyszami, przechodniami na tej Ziemi, a po nas przyjdą inni, którzy nie będą mieć żadnego pojęcia o tym, jak wyglądała klatka schodowa takiej, czy innej kamienicy. Dlaczego ich tego pozbawiać?
Ok, dość smędzenia na dziś, czas pokazać co też udało mi się tym razem wyszukać i uwiecznić wciąż słabym aparatem. Ale nic to, ja w te miejsca jak rasowy Schwarzenegger JESZCZE WRÓCĘ! Muszę uwiecznić te piękne, choć niestety mocno zniszczone miejsca, zanim wpadnie tam horda Hunów XXI wieku!
Piękne płytki z "mozaikową" fakturą, ozdobione cieniowaną bordiurą - ul. Łobzowska 12. Gdyby je porządnie wymyć i nabłyszczyć...
Książkowy wręcz przykład Quadratstilu, nurtu w sztuce Art Nouveau, który rozwinął się w Wiedniu w pod koniec XIX i w pierwszych latach XX wieku, głównie za sprawą Otto Wagnera. Kamienica, w której znalazłam to mocno nadgryzione zębem czasu dzieło sztuki dekoracyjnej mieści się przy ul. Karmelickiej 28. Zwróćcie uwagę na lamperie dostosowane kolorystyką do posadzki z eklektycznymi girlandami.
Na półpiętrach zachowały się oryginalne witraże i posadzki z czarno-białej szachownicy. Uwaga! posadzka ułożona z kwadratów o boku ok. 5 centymetrów! Maleństwo! Ileż to trzeba było włożyć w nią pracy!
Agnieszka, teraz wszystko musi być szybko... Przykład z mojego, kolarskiego podwórka - młodzież najchętniej startuje na krótkich dystansach - przyjechać, wystartować - i do domu!!!. A konwersacja pożeglowała do netu.
OdpowiedzUsuńPewnie podobnie dzieje się z konserwacją, czego żywym przykładem Twój arcyciekawy blog.
Zresztą też trochę się włóczyłem po Krakowie, tyle, że mnie fascynowały różnego rodzaju pamiątkowe tablice. Muszę do tego wrócić. Najlepiej spacerując w Google Earth :)